Rylu jak to Rylu nie może wysiedzieć w domu i wyciągnął mnie na rower. Wyszliśmy z domu o 13.30 i z racji na moją rękę celem był park, jednak Sagan jak to Sagan w miejscu nie wysiedzi... Pogoda nawet ładna, więc uderzamy na lasek. Stęskniony prawdziwego terenu szedłem jak przecinak ale Michał zaczął stękać, że 'coś mu się dzisiaj nie chce jeździć' ale nie ma tak dobrze. Jak zawsze obok giełdy, gliniankami do lasku na drugą stronę, tam obowiązkowo runda wyścigu, ledwo przetrzymana przez mój prawy bark. Już teraz wiem po co Maja Włoszczowska tak zaparcie ćwiczy ręce... Z powrotem do parku i do domu. Jeszcze po drodze wbiliśmy się w ten zakichany 'marsz życia' i trza było ich omijać. Wypad udany, ręka się goi, rower za krótki ale da się przeżyć. Muszę się za niego zabrać.
W niedzielę przez ten zakichany wiatr miałem wywrotkę i poharatałem sobie prawą rękę. Dziś z racji na odrobinę wolnego czasu postanowiliśmy wybrać się na rower. Pogoda niemiła, cały czas pada i wieje. Jak na uszkodzoną rękę udało się wykręcić całkiem niezłą średnią porównując ją z innymi.
********************************** Z racji na wywrotkę, róg wygiął mi kierownicę, musiałem ją zwęzić łącznie o 4 centymetry. O ile do węższej kierownicy można się przyzwyczaić to do innej pozycji będzie już ciężko. Mam wrażenie, że zmieniła się cała geometria... Przez najbliższy czas imbus będzie najbardziej pożądanym przeze mnie narzędziem. I na zaś szukanie odpowiedniej pozycji. Szlag by to trafił. Poza tym boję się roweru, kompletnie go nie czuję. Takie wywrotki to nie jest nic dobrego.
I kolejny rutynowy przejazd runda wyścigu, osiedle, centrum. Dziś wyrwaliśmy się o 8.30 i muszę przyznać, nawet fajnie się jeździ jak nie chodzi jeszcze tak wielu ludzi. Pogoda nadal piękna, oby tak zostało.
Dziś przejazd taki sam jak wczoraj, jedyna zmiana to to, że była jedna pętla centrum->osiedle->centrum. Nic nie poprawia humoru tak jak runda wyścigu. :D Na hopkach widzieliśmy potocznie zwanych 'konowiczów'. Dziwni ludzie, zamiast jeździć oni skaczą raz na 10 minut i pstrykają sobie zdjęcia. No ale sprzęciory to mają pierwsza klasa.
Dziś udało nam się zrobić pełną rundę wyścigu od czasów nawałnicy, czyli lipca tamtego roku. Niestety zmagam się z mocnym przeziębieniem i mimo jazdy w 'potochłonnej' bandance pod kaskiem, lało się ze mnie jak z cebra już po pierwszym podjeździe. Dla lekkiego rozjazdu zrobiliśmy jeszcze dwa kółka centrum -> osiedle. Wreszcie pogoda dopisuje.
O 17 Rylu zadzwonił czy idziemy na rower. W sumie, po krótkim przemyśleniu, pora na rower nigdy nie jest zła. Pojeździliśmy trochę po parku (w końcu jest sucho!) i przez deptak wróciliśmy do centrum, a później rozjechaliśmy do domów. Zaczynało robić się ciemno. Jutro może coś dłuższego, wszystko zależy od pogody. W ogóle coś zauważyłem, że mój rower lubi prędkość 35.8km/h. Często pojawia się ona jako maksymalna na moim liczniku...
Dzisiejszy wpis zawiera jedynie przebieg i czas typowo treningowy, chcę zobaczyć jak to wygląda. Do dystansu całkowitego należy doliczyć jakieś 5 km dojazdów, np. Al. Piłsudskiego z wiatrem w twarz jak wracaliśmy z osiedla... No uwziął się ten wiatr i puścić nie chce. 2 treningi szosowe przepadły bo przecież siłował się z nim nie będę całą drogę. Czekamy na poprawę pogody.
Dzisiaj bardziej "lajtowa" jazda. Był plan na dłuższą szosę, ale zimno i wiatr nie pozwoliły na ostrzejszy trening. Jechaliśmy dzisiaj tak: Centrum>Os.Kopernik>Os.Piekary>Park>Centrum.