W niedzielę przez ten zakichany wiatr miałem wywrotkę i poharatałem sobie prawą rękę. Dziś z racji na odrobinę wolnego czasu postanowiliśmy wybrać się na rower. Pogoda niemiła, cały czas pada i wieje. Jak na uszkodzoną rękę udało się wykręcić całkiem niezłą średnią porównując ją z innymi.
********************************** Z racji na wywrotkę, róg wygiął mi kierownicę, musiałem ją zwęzić łącznie o 4 centymetry. O ile do węższej kierownicy można się przyzwyczaić to do innej pozycji będzie już ciężko. Mam wrażenie, że zmieniła się cała geometria... Przez najbliższy czas imbus będzie najbardziej pożądanym przeze mnie narzędziem. I na zaś szukanie odpowiedniej pozycji. Szlag by to trafił. Poza tym boję się roweru, kompletnie go nie czuję. Takie wywrotki to nie jest nic dobrego.
I kolejny rutynowy przejazd runda wyścigu, osiedle, centrum. Dziś wyrwaliśmy się o 8.30 i muszę przyznać, nawet fajnie się jeździ jak nie chodzi jeszcze tak wielu ludzi. Pogoda nadal piękna, oby tak zostało.
Dziś przejazd taki sam jak wczoraj, jedyna zmiana to to, że była jedna pętla centrum->osiedle->centrum. Nic nie poprawia humoru tak jak runda wyścigu. :D Na hopkach widzieliśmy potocznie zwanych 'konowiczów'. Dziwni ludzie, zamiast jeździć oni skaczą raz na 10 minut i pstrykają sobie zdjęcia. No ale sprzęciory to mają pierwsza klasa.
Dziś udało nam się zrobić pełną rundę wyścigu od czasów nawałnicy, czyli lipca tamtego roku. Niestety zmagam się z mocnym przeziębieniem i mimo jazdy w 'potochłonnej' bandance pod kaskiem, lało się ze mnie jak z cebra już po pierwszym podjeździe. Dla lekkiego rozjazdu zrobiliśmy jeszcze dwa kółka centrum -> osiedle. Wreszcie pogoda dopisuje.
O 17 Rylu zadzwonił czy idziemy na rower. W sumie, po krótkim przemyśleniu, pora na rower nigdy nie jest zła. Pojeździliśmy trochę po parku (w końcu jest sucho!) i przez deptak wróciliśmy do centrum, a później rozjechaliśmy do domów. Zaczynało robić się ciemno. Jutro może coś dłuższego, wszystko zależy od pogody. W ogóle coś zauważyłem, że mój rower lubi prędkość 35.8km/h. Często pojawia się ona jako maksymalna na moim liczniku...
Dzisiejszy wpis zawiera jedynie przebieg i czas typowo treningowy, chcę zobaczyć jak to wygląda. Do dystansu całkowitego należy doliczyć jakieś 5 km dojazdów, np. Al. Piłsudskiego z wiatrem w twarz jak wracaliśmy z osiedla... No uwziął się ten wiatr i puścić nie chce. 2 treningi szosowe przepadły bo przecież siłował się z nim nie będę całą drogę. Czekamy na poprawę pogody.
Dzisiaj bardziej "lajtowa" jazda. Był plan na dłuższą szosę, ale zimno i wiatr nie pozwoliły na ostrzejszy trening. Jechaliśmy dzisiaj tak: Centrum>Os.Kopernik>Os.Piekary>Park>Centrum.
Na niedzielę zaplanowaliśmy wypad do Słupa i powrót przez Warmątowice. Nawet przygotowałem sobie mapkę lecz przy przejeżdżaniu obok lasku złotoryjskiego wciągnął on nas niczym magnes. :D Okazało się, że prawie cały śnieg stopniał i bez większego zastanowienia zrobiliśmy sobie leśny trening. Dla uzupełnienia dystansów przez park, udaliśmy się na osiedle, zrobiliśmy pętlę, najpierw Koskowicką, skręt w Śląską i Piłsudskiego, parkiem okrężną drogą do domu. W sumie wyszło prawie 400km. Na luty zaplanowaliśmy sobie 100km ( w sumie śmiesznie mało), a stuknęło nam 200. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy tyle robią w jeden dzień ale ja szosowcem nie jestem, a szkoda, lubię szosę. :) Na marzec... nie ma jeszcze celu.
Dzisiejszy wypadzik całkiem fajny. :) Postanowiliśmy urządzić pierwsze mycie od początku miesiąca. Do Kochlic gdzie kolega dysponuje Karcherem jechaliśmy asfaltem. Czas przejazdu wyniósł niecałe 40 minut. Całą drogę wiał wiatr z naprzeciwka, miałem więc nadzieję, że w drodze powrotnej będzie wiał w plecy ale do południa ruch na krajowej 'trójce' niestety zwiększył się kilkakrotnie i byłoby to lekko niebezpieczne by tamtędy wracać. Kolega jako tubylski znawca pobliskich lasów powiedział, że tamtędy dojedziemy do Miłogostowic. Po drodze jednak były 2 duże skrzyżowania i kilka małych dróg w stronę, w którą mieliśmy zmierzać. W efekcie dojechaliśmy do Raszówki skąd po małej konsultacji z jednym z byłych tambylców wjechaliśmy znów do lasu, tym razem już na Legnicę. Nawierzchnia w większości złożona z lodu, zamarzniętych/odmarzniętych kałuż, nieubitego śniegu i błota. Droga powrotna trwała 1.2h. Niestety znowu wiał niemiły mordewind ale było całkiem miło. Rowery do mycia. :P
Dane z mojego licznika w połowie dystansu szlag trafił i muszę uzupełnić z licznika Ryla. :/ Mieliśmy sobie pojeździć po parku, a wyszło taplanie w lodowych kałużach. Wypad nieudany. Zimo wyjazd!
P.S. Z tymi 10 stopniami to troszkę przesada. Byliśmy ok. 16 i było już zimno. Daję głowę, że nie było więcej niż 5*C.